Nasze Bassety Strona Główna


Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Asia i Basia
Nie 26 Wrz, 2010 21:42
BONIA juz w domu!!!!!!
Autor Wiadomość
agaitosiek
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 17:56   BONIA juz w domu!!!!!!

Witam serdecznie
Chciałabym Państwu opisać smutną historię mojej ukochanej Boni Suczki rasy Basset Hound, pieska, który na zawsze pozostanie w moim sercu jako największy przyjaciel i wyjątkowe zwierzę. Bonia trafiła do naszego domu ósmego stycznia 2006r jako małe szczenię. Był to prezent od mojego mężą dla mnie i dla naszych córeczek ( Ośmioletniej Poli i Trzy letniej Oleńki ) Bonia jak każde zapewne zwierzę wprowadziła do naszego domu mnóstwo radości, dziewczynki całymi dniami biegały z nią po dworze, ja chodziłam z nią na długie spacery, a mój mąż codziennie wieczorem wciągał ją do naszego łóżka i zasypiał wtulony w Bonię. Bonia była cudownym pieskiem, biegała za naszymi kotami wchodziła do łóżka dziewczynek.. jednak na tamtą chwilę miała jedną wadę. Nie sposób było nauczyć ją załatwiania się na ogrodzie, załatwiała się gdzie popadło choć najczęściej robiła siusiu na naszej kanapie w salonie. Nie zostawialiśmy jej samej w domu, gdy jechaliśmy na zakupy - Bonia jechała z nami. Jednak mój mąż coraz bardziej się denerwował gdy wracając z zakupami najpierw musieliśmy posprzątać całe auto, które za każdym razem Bonia usmarowała swoimi odchodami. Szczerze mówiąc nie znaliśmy się na wychowywaniu psa a tym bardziej basseta i nie rozumieliśmy dlaczego Bonia za kazdym razem gdy zostaje sama w aucie wyprawia takie numery.Choć wszyscy ją kochaliśmy coraz częściej w rozmowach z mężem przewijał się temat, by ją oddać. Argumentów znalazło sie nagle sporo, a to wakacje i problem zabrania psa ze sobą, a to brudne i śmierdzące dywany, pościel ( Bonia nauczyła się wchodzić już sama na łóżko)zniszczone meble i pogryzione buty.Dziś już wiem że w tamtym czasie uznaliśmy że psa kocha się za to że nie sprawia problemów, że jest czysty, pachnący siedzi w kącie gdy nie mamy ochoty na zabawę z nim. Co by nie było myślę że przeraziliśmy się konsekwencjami i odpowiedzialnością wynikającą z posiadania psa.Choć nie do konca byłam przekonana zgodziłam się z moim mężem ( był duużo starszy ode mnie i uznałam że wie lepiej ) i oddaliśmu Bonię. Zamieścilismy ogłoszenie na allegro i znalezlismy dla Boni dobry dom, kochącego bassety pana i zawiezliśmy tam naszą Bonię. Całą drogę powrotną w mojej głowie walczyły ze sobą dwie sprzeczne myśli. Z jednej strony czułam że straciłam coś niezwykle wyjątkowego, mojego jedynego psa jakiego posiadałam, z drugiej strony pamiętałam o argumentach męża i przyznawałam mu rację. Gdy wróciliśmy do domu zapadła grobowa cisza, widok pustego kosza po Boni, sprawiał mi wielki ból. Rano budząc sie biegłam robić jej jedzenie w drodze do kucni zdawałam sobie sprawę, że jej już nie ma. Gdy mąż wychodził do pracy, córka do szkoły nagle zostawałm samiutka w domu, czułam w środku olbrzymią pustkę. Wiem że miłośnicy bassetów kochają je tak bardzo, iż wiedzą jak bardzo można cierpieć po stracie takiego cudownego psa. Ja cierpiałam bardzo i tęskniłam.. Za tym figlarnym spojrzeniem, za bieganiem z zabawką po całym mieszkaniu, za radością mojej Boni, którą każdego dnia mnie zarażała. Za ciekawością z jaką przyglądała się gdy pielęgnowałam kwiaty na moim ogrodzie i za bieganiem za nią po podwórku gdy kradła mi rękawiczki badz inne akcesoria ogrodowe. Wiem że brzmi to głupio, ale brakowało mi jej kazdej minuty, kazdego dnia rozstania z nią. Czułam się okropnie gdyż wiedziałam że jesli tylko zaprotestuję to mój mąż jej nie odda, a mimo to nie protestowałam, chciałam ją odzyskać ale zdawałam sobie sprawe jakie to nieodpowiedzialne, i że zrobiłabym "wariata" z nowego właściciela i z mojego psa. Po trzech dniach nieprzespanych nocy i udawania razem z mężem ze nic się nie stało, postanowiłam jakoś działac. Sama bałam się poprosić mężą by ją odzyskał , prosiłam wiec naszych znajomych o interwencję i by przekonali mojego męża że zle zrobilismy oddając Bonię. Nikt nie chciał jednak narzucac swojego zdania mojemu mężowi i nikt tez tematu nie podejmował widząc że i z moim mężem coś się dzieje. Nie rozmawialismy ze sobą o Boni, na siłe udawalismy że wszystko jest w porządku,ale nie było już tak samo. Ja przemykałam się po domu, potrzebowałam samotności, dzieci płakały a mój mąż samotnie popijając kawę na tarasie przeżywał to na swój sposób. Po pięciu dniach od oddania Boni, mąż oświadczył iż widzi co się ze mną dzieje i zdecydował ze nazajutrz jedziemy po naszą Bońkę. Byłam mu wdzieczna że podjął taką decyzję że spełni moje marzenie odzyskania Bońki a jednoczesnie pełna obaw co powiemy nowemu właścicielowi. Było mi głupio przed samą sobą przed mężem i przed tym panem. Długo w nocy rozmawialiśmy jak z tego wybrnąć jak tę sprawę załatwić by nie urazić nowego właściciela, czyliśmy się okropnie ale chęc odzyskania naszego członka rodziny była silniejsza. Ktoś powie " Jacy okrutni, bawią się uczuciami psa" i pewnie będzie miał rację. Cóż mam powiedzieć, my dorośli ludzie dopiero po stracie naszego psa zdalismy sobie sprawę z tego czym jest pies dla człowieka, jak bardzo go kochamy i jak bardzo potrzebujemy go. Jaką wartością jest dla naszej rodziny, niektórzy rodzą sie z taką wiedzą nas tego dopiero Bonia nauczyła. Duż oby opowiadać jak cieszylismy się razem z Bonią wracając do domu. Dzieci piszczały ze szczęscia dziękowały, my z mężem siedzielismy i patrzylismy ze łzami w oczach na naszą kompletną rodzinę. Wieczorem były kłotnie kto ma spać z Bonią wieć spalismy wszyscy razem we czwórkę plus pies. I tu mogłaby się skonczyć moja historia, trochę wstydliwa ale mówiąca o wielkiej miłości człowieka do psa, bo Bonia nauczyła nas tej miłości. Jezdzilismy na wspólne wycieczki, spiewalismy w aucie a Bonka szczesliwa biegała po aucie ( mielismy 7 osobowego chryslera wiec miejsca sporo ) Nagle przestało nam przeszkadzać brudne łóżko, dywany itp. Zdalismy sobie sprawę z tego ze to jedynie niewielki minusik posiadania psa, za to szczęscie i radość nieskonczone. Bonię zabieralismy wszędzie na kazde wyjazdy czy rodzinne spotkania, pozwalalismy jej na wszystko i nie wstydzilismy się przyznac ze w naszym domu rządzi nasz pies. Bonia jedziła więc na budowę z moim mężem, chodziła na zakupy ze mną i do szkoły gdy córka konczyła lekcje. Wszyscy znali naszą Bonkę i kazdy wiedział ze jesli chce nas zaprosić musi wziąć pod uwagę naszego psa. No cóż można powiedziec że byliśmy taką książkową rodziną. Ukochany i cudowny mąż i ojciec zdrowe dzieci, koty rybki, i ..pies. Ja zajmowałam się ogrodem chodziłam z psem na długie spacery, dzieci tarzały się w błocie z Bonką a my z mężem popijając kawę w ogrodzie czulismy ze to własnie jest nasz mały idealny swiat, i niczego więcej nam nie trzeba było..
5 czerwca obudził mnie przerazliwy krzyk wrzask mojej córci .....
W łazience leżał mój mąż - nie żył od 4 godzin!!!
Nie bardzo wiem co było dalej, jakieś telefony na pogotowie, do rodziny krzyk moich dzieci, wycie psa, pełno ludzi w naszym domu, mnóstwo niezapamiętanych pytań. Ktoś zabrał dzieci na siłe ktoś inny podał jakieś leki zabrał psa na spacer i CISZA!!!! Przerazliwa cisza w domu. Pies u sąsiadki dzieci spią po lekach a ja siedzę przy moim mężu i czekam na pracowników zakładu pogrzebowego.Nie pamiętam nastepnego miesiąca, dociera do mnie ze zostałam zupełnie sama, bez mojego opiekuna patrona miłości mojego życia. Potem rodzinna szarpanina, zabrano mi dom firmę cenne pamiątki. Ktoś z męża rodziny zaproponował ze wezmie Bonię na 2 tygodnie, bo przeprowadzka, bo wizyty w ZUS-ie bo szukanie pracy ( mąż niezle zarabiał a ja opiekowałam się domem) nawet nie protestowałam, bo nie miałam siły na spacery a przede wszystkim chęci. Nagle cały mój świat runął w gruzach, a ja nie miałam siły się podnieśc PO trzech tygodniach od śmierci męża znalazłam pracę ( nawet nie pamiętam szczegółów) Pytałam o Bonię ale zapewniano mnie że jeszcze nie czas ze mam tyle problemów ze jeszcze tydzien, a ja sie godziłam bezwiednie wychodzac z założenia ze nie jestem w stanie sama logicznie podejmowac decyzji wiec zdam sie na rodzinę męza.Dlaczego o tym piszę ?Bo mam nadzieję że może tu na tym forum znajdę pomoc opisując całą tę historię. Pod koniec lipca gdy miałam za sobą przeprowadzkę zgłosiłam się trzymając moje dzieci za raczki , po mojego psa. Ale ślad po nim zaginął. Rózne historie od tego czasu słyszałam, że go oddano, nie wiadomo gdzie, ze jest u dalszej rodziny itp. Prosiłam , błagałam, moje dzieci klęczały i płakały i nic. Prawda jest taka ze po smierci mojego mężą rodzina przestała się ze mną liczyc, odwrócono się ode mnie nie zwazając nawet na dzieci. Ośmioletnia córcia nie poradziła sobie z szokiem jaki wywołał widok zmarłego taty z zakrwawioną buzią. Jest leczona psychiatrycznie i nie funkcjonuje jeszcze normalnie. Wie ze tato juz nie wróci ale czeka na Bonię. Dla młodszej zmian tez było za dużo - brak taty nowe miejsce zamieszkania też daą sie jej we znaki.Ja ciągle jestem słaba, za słaba by walczyć z rodziną, ale od początku sierpnia walczę o swoją Bonię na miarę swoich możliwości. Razem z przyjaciółką obkleiłysmy cały Wrocław ogłoszeniami o Boni, dawałam ogłoszenia do Wyborczej prosząc o pomoc i nic.. W koncu wpadłam na pomysł wynajęcia detektywa. Wiem , wiem ktoś powie - Baba zwariowała, ale tak nie jest . Bonia to jedyna "rzecz" jaka nam została po moim mężu, jedyny element szczesliwych wspomnien, który nam pozostał. Wspomnienie pieknych chwil . Okazało się ze nie stac mnie na detektywa, no cóż nastały inne dla mnie czasy. Prawnik poradził mi bym zgłosiła sprawę na policję o przywłaszczenie mienia - zgłosiłam ale sprawa ciągnęłaby się miesiącami a ja nie mam czasu i siły na chodzenie po sądach. Zresztą ja chcę tylko odzyskac mojego psa, a czas leci. Moje dziewczynki co wieczór płaczą za Tatą , za Bonią a mnie serce pęka. Taty im nie zwróce, ale jesli Bonia ma sprawić ze ponownie zaczną się uśmiechać to zrobię wszystko by ją odnalesc. Nie oddałam jej, nie sprzedałam, powierzyłam pod opiekę w chwili kiedy nie mogłam się nią zając. Mięły cztery miesiące od śmierci mojego męża, zostałam zupełnie sama z moimi dziecmi, nie ma przy nas nikogo z rodziny, z kazdym problemem borykamy się same ale wierzymy ze obecność naszej Boni pomoże nam to przetrwać dlatego ciągle o niąwalczę i myslę co jeszcze zrobić by ją odzyskać , by dowiedziec się gdzie teraz jest.
Proszę więc Panstwa o pomoc moze ktoś zna losy mojej Boni, może ktoś może mi, nam pomóc będę wdzięczna serdecznie
Agnieszka Wiśniewska
Ostatnio zmieniony przez Asia i Basia Sro 22 Lut, 2012 13:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Buba 



Dołączyła: 04 Mar 2005
Posty: 348
Skąd: Słabomierz
Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 18:40   

Bardzo smutna opowieść..bardzo też Ci współczuję..
Aby jednak móc Ci w jakikolwiek sposób pomóć potrzeba więcej informacji o Bonii. Tzn:
- do jakiego miasta/wojewódzwa oddałaś w dobrej wierze Bonię?
- czy Bonia to pies z rodowodem? Czy ma gdzieś tatuaż, jeśli tak podaj gdzie i jaki numer.
- czy masz jakieś zdjęcia Boni? Bassety są różnie umaszczone
- czy masz książeczkę jej zdrowia? może tam są jakieś jeszcze informacje
- czy Bonia ma jakiąś cechę charakterystyczną po której łatwo byłoby ją rozpoznać np. plamkę na uchu czy coś w tym rodzaju

Można też spróbowac popytać w klinikach weterynaryjnych (tylko trzeba ustalić w jakim może być Bonia mieście) czy nie było u nich takiego psa..

A co jeśli odnajdziesz Bonię? Czy możesz "udowodnić" że jesteś jej właścielką? Pytam bo z ludźmi różnie bywa.... :?

Pozdrawiamy
Ostatnio zmieniony przez Asia i Basia Sro 22 Lut, 2012 13:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
joania
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 19:00   

JESTEM W SZOKU PO PRZECZYTANIU TEJ HISTORII, łzy płyneły mi same do oczu , ale wiem że nie chodziło Tobie o współczucie tylko o ludzką pomoc.
Buba ma rację pytajac o te wszystkie sprawy .
Trzeba się spiąć na forum i pytać po znjomych , pisałaś że jesteś z Wrocławia , czy rodzina która Tobie "pomagała" też jest z tego miasta?.
Proponuję aby sprawę Boni zgłosić na dogomani. Agnieszko czy tą informację o poszukiwaniu Boni zgłosiłaś tam , im więcej psomaniaków się o tym dowie tym lepiej .
 
 
joania
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 19:05   

A przypomniało mi się a w schroniskach pytałaś może "kochana " rodzinka Bonię wstawiła do schronu :?:
 
 
Agata
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 19:44   

Agnieszko, ja też jestem w szoku.
I mimo tego, że się nie znamy to tak mi przykro, że nawet sobie nie wyobrażasz.
Odpowiedz na post Buby, koniecznie opisz Bonię, pokaż jej zdjęcia.
Oczywiście, że pomożemy :!:
Jeśli wszyscy będziemy szukać Boni, to dużo większe prawdopodobieństwo, że się znajdzie.
Chyba, że życzliwa rodzinka uśpiła suczkę.

trzymaj się Agnieszko

Agata
 
 
joania
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 20:07   

wiesz Agata o tym samym pomyślałam .Przejżałam wszystkie znane mi fora z ogłoszeniami o psach i narazie nic :!:
A może oni mają Bonie i nie chcą jej oddać ? może trzeba trochę ich pośledzić, ponękać?
 
 
agaitosiek
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 20:33   

Bardzo Wam dziękuję za miłe słowa, spodziewałam się raczej krytyki itp jak to często bywa. Nasza Boniutka urodziła się 24 listopada 2005r kupilismy ją pod Gostyniem nie ma rodowodu. Mam mnóstwo jej zdjęć ale niestety nie umiem ich na forum wkleić, może ktoś mi pomoże? Bardzo się cieszę , bo teraz po raz pierwszy czuję że nie jestem sama, fajne to uczucie. Wierzcie mi że jestem bardzo zdesperowana, może to przesada ale czuję że bez niej nie dam rady, wiem że jej oczy widziały mojego męża, ze jej serce kochało go równie mocno jak ja, dlatego też jest ona dla mnie tak cenna. Dlatego myśl o niej nie pozwala mi normalnie funkcjonować, obsesyjnie o niej myslę, wieczorami gdy usypiam dziewczynki wyobrażamy sobie jak by to było gdyby nazajutrz ktoś zapukał i wprowadziłby nam Bonię, marzymy sobie tak i jest nam lepiej na sercu, same zresztą czujemy się jak bezpanskie pieski które straciły Pana- mój mąż był prawdziwie wyjątkowym człowiekiem. Moja starsza córka ostatnio po szkole uciekłA i do nocy błąkała się po Wrocławiu . Nie muszę mówić ile mnie to nerwów kosztowało, ale nie umiałam jej potem skarcić, gdy opowiadała mi ze zabładziła ale pytała obcych ludzi pokazując jej zdjęcie. Dobrze ze pamietała swój adres - obcy ludzie przywiezli mi ją zmeczoną brudna i zapłakaną ze nie udało jej sie zrobić niespodzianki. Ja mimo wszystko wierze ze nam się uda, przeciez nie walczymy o majatek, pieniadze tylko o naszego psa, tylko Boni nam trzeba do szczęścia. Nie wiem gdzie ona jest podobno "poszła" do jakiejs kobiety która mieszka pod Wrocławiem ponoc,ale tych wersji było tyle ze sie juz pogubiłam. Wiem ze pisze chaotycznie niespójnie ale mysląc, piszac mówiąc o Boni nie potrafię się skoncentrowac Przepraszam
 
 
Agata
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 20:38   

Agnieszko, a możesz do mnie na meila przesłać fotki, to za chwilkę na forum je wrzucę - bassety@o2.pl
 
 
agaitosiek
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 21:00   

Dobrze już wybieram zdjęcia i zaraz je wyslę
 
 
agaitosiek
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 21:17   

Niestety dopiero jutro przesle zdjęcia, wczoraj zainstalowano mi internet ale nie skonfigurowano poczty, próbowałam sama ale jest juz pozno jutro poproszę sąsiada to mi to skonfiguruje i wyslę
Jeszcze raz bardzo dziękuję
Agnieszka
 
 
Agata
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 21:23   

Ok. czekamy do jutra.
Na PW wysłałam Ci wiadomość, odpisz jeśli możesz.
 
 
Agata
[Usunięty]

Wysłany: Wto 10 Paź, 2006 22:16   

A to Bonia







 
 
Ewa z Matyldą i Bobem 


Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 04 Mar 2005
Posty: 779
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro 11 Paź, 2006 07:56   

Bardzo poruszyła mnie ta historia :(

Przejrzałam wszystkie notatki dotyczące ogłoszeń o sprzedaży bassetów. W ciągu ostatniego roku we Wrocławiu pojawiali się tylko chłopcy.

Proponuję skontaktować się z Wrocławskim Oddziałem Straży dla Zwierząt soz_wroc@o2.pl i opisać im sytuację. Jeżdżąc na różnego rodzaju interwencje mogą natknąć się na Bonię w najmniej oczekiwanym momencie. Poza tym nie rezygnowałabym z Policji - rodzina przesłuchiwana powinna zeznać prawdę. Nie mieli wobec Was skrupułów, więc i wobec nich nie trzeba mieć.

Wg prawa właściciel ma trzy lata na odebranie swojego psa, jeżeli jest w stanie udowodnić, że jest to jego pies. Na szczęście zdjęcia są traktowane jako dowód. Bonia też napewno była pod opieką weterynarza, jego zdanie się liczy.

Wierzę, że Bonia wróci do Was.
Trzymam za to kciuki mocno!
 
 
 
Bacha 



Dołączyła: 23 Maj 2005
Posty: 543
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro 11 Paź, 2006 08:18   

Bardzo to smutna historia, nawet jeśli niewele możemy pomóc to trzymamy mocno kciuki. Nie jesteś sama.
_________________
Bass i Fina
tel. 608 327 767
 
 
Buba 



Dołączyła: 04 Mar 2005
Posty: 348
Skąd: Słabomierz
Wysłany: Sro 11 Paź, 2006 09:16   

agaitosiek napisał/a:
. Nie wiem gdzie ona jest podobno "poszła" do jakiejs kobiety która mieszka pod Wrocławiem ponoc,ale tych wersji było tyle ze sie juz pogubiłam.


Wiemy że Ci ciężko ale opisz nam wszystkie możlwie wersje, które słyszałaś - może po kolej zdołamy coś ustalić.
Ewa ma rację, napisz do wrocławskiej straży i niestety chyba trzeba będzie na "rodzinkę" policję skierować..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
FGRP Theme created by Gilu
 
Strona wygenerowana w 1,4 sekundy. Zapytań do SQL: 15