_________________ ...na zawsze stajesz się odpowiedzialny za to,co oswoiłeś....
gocha [Usunięty]
Wysłany: Pon 23 Sie, 2010 20:56
Bardzo ładny psiur, a ten brak kropek niesamowity :grin:
dombras
Dołączył: 08 Sie 2010 Posty: 21 Skąd: Opole
Wysłany: Sro 25 Sie, 2010 12:00
Po spacerze, na którym zając przebiegł drogę a nie dało się go gonić, bo ośmiokilometrowa smycz okazała się za krótka, behemotkowi śni się tak że aż burczy i piszczy przez sen...
Teraz nie, ale kiedyś to nawet spadł z kanapy, tak biegał we śnie ciekawe za czym ... ?
Wasze też przeżywają przez sen intensywne spacery?
Hehehe To fajnie z tą smyczą by było gdyby miała 8km :razz: A co do Behemocika - kurczę fajny psiak, ładny i kurczę jak fajnie pomarszczony na tych zdjęciach co śpi A w ogóle to ile on już ma bo nie doczytałam? :wink:
_________________
dombras
Dołączył: 08 Sie 2010 Posty: 21 Skąd: Opole
Superaśny jest Behemocik bez kropek
Nie tylko Behemot tak przeżywa swoje sny - nasza przez sen np. warczy, piszczy, mruczy, macha łapami i merda ogonem...
dombras
Dołączył: 08 Sie 2010 Posty: 21 Skąd: Opole
Wysłany: Czw 26 Sie, 2010 10:00
Joasika napisał/a:
Behemot...hmmmm...czy właśnie tak nie nazywał się kot z "Mistrza i Małgorzaty"???
Tak, Bułhakow użył imienia behemot jako imienia szatana, a szatan był wcielony w czarnego kota, który pił wódkę i grał w szachy w mistrzu i Małgorzacie. Ale nasz nie dlatego ma na imię behemot... Pisałem dlaczego na samym początku tego wątku
Co do kropek, to ma ale malutkie i prawie nie zauważalne na białych łapkach takie rude...
Dodam, że przez tą rudą mordę czasami nazywam go wredną rudą małpą...
pozdrawiam
_________________
dombras
Dołączył: 08 Sie 2010 Posty: 21 Skąd: Opole
Wysłany: Nie 12 Wrz, 2010 10:45
Witamy po małej przerwie,
Świetny zlot mieliście... bardzo żałujemy że nas nie było, ale nic straconego! w przyszłym roku odrobimy zaległości...
A dzisiaj przesyłamy fotkę wielce zmęczonego i znudzonego niedzielnym porankiem Behemota...
dombras
Dołączył: 08 Sie 2010 Posty: 21 Skąd: Opole
Wysłany: Pią 12 Lis, 2010 19:07
Witam,
Kiedyś pisałem o problemie jaki mamy z Behemotem, a mianowicie Behemot wył przez 8 godzin naszej nieobecności w domu... i napisałem że kiedyś wspomnę szerzej o tym... no to teraz jest to kiedyś
Być może to co napiszę, komuś się przyda, ktoś spróbuje ...
Po przeprowadzce do nowego mieszkania nasz Behemot zaczął wyć, wiecie jak bassety wyją... nasz dobry sąsiad powiedział kiedyś - "wyje jak zarzynany bawół) i miał rację…
Stwierdzono tzw lęk separacyjny – jego stado kupiło mieszkanie, jego stado wie, że to nowe mieszkanie a Behemot nie… Zostawiają go, samego i nie wiadomo czy wrócą – dlatego wył, bo nawoływał stado…
Po powrocie do domu zastawaliśmy psa trzęsącego się ze strachu, oslinionego, upłakanego , pełno zgubionej sierści, micha wody wypita – obraz naprawdę straszny ! serce się kroiło… doszło do tego że wynosiliśmy krzesła z kuchni do innego pokoju, bo Behemot podsuwał sobie krzesło i właził na parapet i wył…
Wiedzieliśmy że jest to problem, dla niego samego i dla sąsiadów. Ja osobiście też nie chciał bym za ścianą psa, który 8 godzin wyje… Oczywiście byliśmy w pełni świadomi, że musimy coś z tym zrobić.
W dodatku jeden z sąsiadów wyskoczył na klatkę z pretensjami – że mamy się pozbyć, że on prawa użyje itd… Ja mu wtedy powiedziałem, że jeśli chce to niech użyje prawa a pozbyć to ja się mogę prędzej jego niż Behemota… Później sąsiadka go przyłapała jak kopał i walił pięściami w nasze drzwi – skutek był odwrotny. (wspomniałem mu,… w sposób „delikatny” że nie życzymy sobie żeby kopał nasze drzwi…)
Jeszcze przed opisem naszych działań wspomnę o tych prawach pana sąsiada… Moja żona obdzwoniła straż miejską, towarzystwo opieki… i policję i okazuje się, że tak naprawdę nie da się nic zrobić z wyjącym psem… nie ma prawa aby ukarać właściciela – oczywiście jeżeli pies wyje w godzinach od 6 – 22. Pan ze straży miejskiej powiedział, że oni nawet nie podejmują interwencji, a tak w ogóle to dostali fax z wyrokiem sądowym że jakaś pani była oskarżona przez sąsiadki że jej pies wyje i zakłóca spokój i jest uciążliwy. Sąd drugiej instancji orzekł, że pies jest żywym stworzeniem i ma prawo w godzinach 6-22 wyć, szczekać, chodzić po panelach, zeskakiwać z kanapy itd…
Wracając do działań…
Oczywiście pies rano był wyspacerowany godzinnym spacerem – ale nie jadł rano nic, już wpadał w panikę jak widział że się szykujemy do pracy…
- Zaczęliśmy od szeroko opisywanych sposobów zostawiania psa najpierw samego w innym pokoju na coraz dłużej, potem wychodzenie za drzwi na klatkę schodową na coraz dłuższe spacery, chodzenie po mieszkaniu w butach (żona w torebką ) jak do wyjścia… to w skrócie ale kto zna to wie, że ten proces jest długi, męczący i bardziej skomplikowany.., - nic nie dało – wyła dalej. Za jakiś czas żona dzwoniła do takiego pana (treser), który ma hotel psi w Kluczborku i sam miał basseta – powiedział że na takie techniki trzy letni Behemot jest już za stary –że taka technika jest dobra… ale na szczeniaki. Powiedział, że basset jest tak mądrym, cwanym i czujnym psem, że go po prostu nie oszukamy – on wie kiedy „udajemy” a kiedy naprawdę jedziemy do pracy. Jedynie… powiedział, że można spróbować takiego sposobu, żeby zostawiać samochody daleko od domu a i w dodatku wychodzić tak jak np. ze śmieciami a przepierać się w samochodzie i dopiero jechać do pracy – sama uciążliwość nas zniechęciła do wypróbowania.
Co jeszcze
– weterynarz dał nam środki uspokajające – pies zaczął walczyć z tym co mu te środki robiły i było jeszcze gorzej w konsekwencji… wył nadal…
- kupiliśmy polecane przez weterynarza psie endorfiny szczęścia- takie do kontaktu – podobne jak rajd na komary – nic nie dało – wyła nadal.
- puszczaliśmy mu przez 8 godzin Chopina, nagraliśmy nasze głosy – potoczną rozmowę i też puszczaliśmy CD na okrągło – nic nie dało – wył nadal…
- kupiłem na allegro obrożę emitującą ultradźwięki podczas wycia – nic nie dało – wył nadal…
Notabene miał tą obroże parę razy, bo jak zobaczyłem raz, przy zakładaniu że Behemotowi lecą łzy to pieprznąłem tą obrożą w kont… wstyd mi że łapaliśmy się tego sposobu , ale naprawdę próbowaliśmy wszystkiego co dostępne.
I dalej:
- kiedyś wpadła nam w jakimś spamie mejlowym reklama książki „zaklinacz psów” Cesara Millana (nie jest to reklama). Za namową żony kupiłem… podchodziłem sceptyczne do tej książki, bo twierdziłem że jest to nic innego jak kioskowe wydania - jak zostać dobrym szefem w tydzień, lub jak zarobić pierwszy milion w miesiąc itd…
Żona przeczytała i zmieniła podejście do Behemota. Wg tej książki najważniejszą rzeczą w relacjach człowieka i psa to przepływ energii po przez węch, po przez uświadomienie sobie czego chcemy od psa i podania mu ręki do obwąchania, przy jednoczesnym intensywnym myśleniu o tym czego chcemy od psa… Zaczęliśmy stosować – rano, zaczęliśmy kucać przy posłaniu Behemota i intensywnie myśląc, powtarzając w myślach jak mantrę (nikt cię nie zostawi, pamiętaj że my zawsze wrócimy do ciebie, nie wyj, śpij i grzecznie czekaj na nas) dawaliśmy mu rękę do wąchania a drugą na jego głowie. Pies się uspokajał, zaczynał usypiać.
Autor pisze również, że przed wyjściem pies musi być maksymalnie wyciszony, uspokojony, w stanie spoczynku… Zaczęło działać. Sąsiadka (ta dobra) mówiła że pies tylko troszkę wyje i to chwilę po 8 rano i chwilę przed naszym przyjściem. Woda nie wypita, pies przestał być trzęsącym się znerwicowanym psem, sierści zrzuconej na podłodze nie bywało, nie był uśliniony. Po naszym przyjściu Behemot szczekał ze szczęścia, po prostu zaczął reagować jak normalny pies, zjadał ze smakiem poranną michę… Dodatkowo, kiedyś, przez nieuwagę znalazł się w naszej sypialni, spał na pościeli i !... to był pierwszy dzień, kiedy nie wył wcale…
Teraz pies czasem…, bardzo rzadko puści sobie małą serenadę przed 15tą i to wszystko – stosujemy nadal wyciszanie/przepływ energii (wg książki), ale, i nie domykamy drzwi od sypialni. Behemot wie że sypialnia jest dla niego owocem zakazanym (jak my jesteśmy to ma zakaz wjazdu) i ma wiedzieć że zakrada się tam pod naszą nieobecność nielegalnie. Wiemy już dziś, że zamykając drzwi, Behemot natychmiast biegnie do sypialni…
To taki skrót naszej cztero miesięcznej „walki” z wyciem… My jesteśmy spokojniejsi, on zachowuje się normalnie, wiele zrozumieliśmy, myślę, że on też i tylko pozostało złe wrażenie jakie wytworzył w nas sąsiad z dołu… jak by inaczej zagadał, jak by inaczej zaczepił mnie – spokojniej, zapytał dlaczego, co z tym robimy, być może co on mógł by zrobić, było by inaczej… dodam, że wtedy, kiedy wyskoczył na mnie na klatce z pretensjami nie mieszkał jeszcze – dopiero wszystko urządzał… No cóż, nie ubolewam nad tym że mam jednego sąsiada mniej – ważne że inni rozumieli, wspierali i mamy z nimi bardzo dobre relacje… a najważniejsze, że Behemot pozbył się lęku separacyjnego… to tyle.
Napiszcie o Waszych podobnych doświadczeniach, skomentujcie to co napisałem… co o tym myślicie…
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum